Porady 2


Autor: wiki111239
07 stycznia 2012, 18:47

PORADY II


 

Jak pozbyć się kompleksów?
Czasem nie jest to proste, zwłaszcza jeśli trafisz do grupy mającej o sobie zbyt wielkie mniemanie. Musisz jednak uświadomić sobie parę rzeczy. Po pierwsze - że wsiadając na konia już wygrałeś tylko w Polsce z paroma milionami ludzi, którzy wsiadają co najwyżej w kapcie przed telewizorem. Przełam swoje skrępowanie i pytaj o wszystko. Dopóki uświadamiasz sobie i głośno mówisz o tym, że czegoś nie wiesz, nie umiesz - masz szansę na rozwój. Po drugie - bądź w stosunku do siebie bardzo krytyczny, ale bez przesady. Nie wszystkim trudnościom Ty jesteś winien. Często jest to brak wyszkolenia konia. Ale uwaga - nie znaczy to, że masz się na konia obrażać lub - jeszcze gorzej - karać go. Czy można karać analfabetę za to, że nie umie odczytać wiadomości? Analfabeta, to analfabeta. Chodzi jednak o to, że nie jesteś ujeżdżaczem. Masz znajdować przyjemność w podróżowaniu na koniu, a za swoje ciężko zarobione pieniądze masz prawo domagać się konia dostosowanego do Twoich umiejętności. Po trzecie - pamiętaj, że "niedzielny" to nie ten, kto jeździ tylko w niedzielę, ale ten, kto zatrzymał się na jakimś etapie rozwoju umiejętności jeździeckich i nie czuje potrzeby ich rozwijania. Albo ten, dla kogo jazda konna nie jest zamiłowaniem tylko jednym z punktów tygodniowego planu do wykonania, a koń - przyrządem gimnastycznym. Nie miej też bezkrytycznego stosunku do różnych "mistrzów". Pamiętaj, że "niedzielnych" i "mistrzów" łączy jedno: jedni i drudzy niszczą więcej koni niż ten środek, do którego - mam nadzieję - należysz. I na koniec tej przydługiej tyrady: staraj się jeździć konno w różnych ośrodkach. Choć od czasu, do czasu powinieneś zrobić wypad do jakiejś innej stajni niż ta, w której jeździsz stale. Co prawda wtedy raz trafisz na autentycznego profesora, a raz na "instruktora Łydę". Jednak w końcu od każdego wyciągniesz to, co jest dla Ciebie najlepsze, a suma da niezłą wiedzę i praktykę, oraz - co za tym idzie - niezbędne minimum pewności siebie.
 

 

Co to jest "łydka"?
Chodzi oczywiście o pomoc jeździecką, a nie o część ciała. Otóż na pewno nie jest to kopanie konia po bokach. Przy początkowych trudnościach łatwo nabyć taki odruch, lecz trzeba się przed tym bronić pamiętając, że "łydka" to:
- mniej lub bardziej impulsywny,
- krócej lub dłużej trwający,
- słabszy lub silniejszy,
- pojedynczy lub powtórzony
NACISK łydką na bok konia. I to cała "tajemnica". Ale jest jeszcze jedna rzecz, którą trzeba wyjaśnić. Często usłyszysz, lub przeczytasz, że - na przykład przy ruszaniu - łydka ma działać na popręgu. Nie wiem, dlaczego tak się mówi. Może dlatego, żeby nie prowokować innego błędu - zbytniego przesuwania nóg do tyłu, wręcz podciągania ich pod siebie. Tymczasem łydka ma działać tuż, tuż za popręgiem. Dlaczego? Jeśli nosisz pasek przy spodniach, to najpierw podrap się w ten pasek, a potem tuż nad nim - i już będziesz wiedział.
 

 

Koń "nie chce iść"?
Jest to klasyczny przypadek kłopotów podróżującego na koniu, zwłaszcza początkującego. Tymczasem - czy znasz konia, który (zakładając, że nie śpi) dłużej niż kilka, kilkanaście chwil stoi bez ruchu? Przecież trudniejsze w ujeżdżeniu jest właśnie wykonanie prawidłowego zatrzymania. Czyli kilka chwil cierpliwości plus pomoce naturalne - łydka, dosiad - na pewno zostaną wynagrodzone. Zwróć przy tym uwagę, czy czasem nie popędzasz i hamujesz jednocześnie. To znaczy, czy działając łydką nie ciągniesz jednocześnie za wodze? Najlepiej po nieudanej próbie ruszenia odpuść sobie na dwie sekundy, rozluźnij się, pomyśl co mogłeś zrobić źle i spokojnie spróbuj ponownie, lekko wzmacniając pomoce w stosunku do pierwszej próby. Najgorsze, co możesz zrobić, to natychmiast przystąpić do karania konia. Skutki nieumiejętnego użycia bata mogą być nieobliczalne: od wzmocnienia (jak na złość) oporu u konia, poprzez włączenie "wstecznego biegu", aż do niebezpiecznego wierzgania, podskoków czy wspinania się. Nie cmokaj też na konia. Jest to nieeleganckie, a koń boi się wtedy, że go pocałujesz w tyłek.

 

 

Twój koń zwariował?
Jeśli Twój koń, który zazwyczaj jest spokojny, a może nawet leniwy, zaczął nagle "strzelać baranki", a na dodatek robi to długo i uparcie, to przede wszystkim zsiądź z niego i sprawdź, czy coś nie sprawia mu bólu, np.:
- coś, co przypadkiem dostało się pod siodło,
- zawinięty czaprak, lub jakaś podwinięta, nie na swoim miejscu część siodła,
- poprzekręcany popręg itp.
Zakładam, że w czasie czyszczenia obejrzałeś go dokładnie i nie osiodłałeś konia z np. obtartym kłębem?! Jeśli powyższe przyczyny zostały wykluczone nie pozostaje nic innego, niż przyjąć, że ma taki dzień. Jak zwykle, może Cię uratować tylko spokój. Usiądź głęboko w siodle i utrzymuj konia w ciągłym, ale spokojnym ruchu naprzód. A jeśli tego nie potrafisz, poproś instruktora, żeby na chwilę Cię zastąpił i "doprowadził Twojego rumaka do porządku".

 

 

Na którą nogę anglezujemy?
Może Cię zdziwić ten temat, gdyż niewielu instruktorów i niewielu autorów książek zwraca na to uwagę. Przypomnijmy sobie co to jest kłus anglezowany: koń stawia na przemian przekątne pary nóg, a Ty w tym samym rytmie na przemian unosisz się i siadasz w siodle. Podczas jazdy po kole wewnętrzna, przednia noga konia jest bardziej obciążona, niż zewnętrzna. Logika nakazuje więc, żebyś anglezując nie "dobijał" tej wewnętrznej nogi i siadał wtedy, kiedy koń stawia na ziemi zewnętrzną. Poznasz to po przesuwającej się do tyłu zewnętrznej łopatce konia. Zmieniając kierunek jazdy zmieniasz też nogę, na którą anglezujesz, wysiadując w siodle jeden krok. W terenie, gdzie nie jedziesz po żadnym kole, powinieneś też co jakiś czas zmieniać nogę, na którą anglezujesz, żeby rozkładać równomiernie obciążenie nóg konia.

 

 

Czy galop to coś trudnego?
Nie, galop to nic trudnego. Więcej powiem - dla mnie galop jest chodem wygodniejszym niż kłus. Gorzej z koniem - dla niego, a dokładniej dla jego kończyn jest to bardzo obciążające. Na wolności konie galopują w zasadzie tylko w czasie ucieczki przed czymś. Czyli nie martw się o siebie, tylko o konia. Przede wszystkim nie zaburzaj jego równowagi. Utrzymuj swój środek ciężkości nad jego środkiem ciężkości, który im większa prędkość galopu, tym bardziej przesuwa się do przodu (z powodu wyciągnięcia do przodu głowy i szyi, stanowiących znaczący procent masy ciała konia). Pochyl więc tułów do przodu, ale nie aż tak, żeby "wisieć" na szyi konia. Zakładam też, że na początek jeździsz tylko w półsiadzie, unosząc się kilka centymetrów nad siodłem. Pełen dosiad w galopie jest zarezerwowany dla tych, którzy potrafią to co najmniej dobrze - inaczej jest to niewygodne dla jeźdźca i bolesne dla konia (z powodu tłuczenia siedzeniem o jego grzbiet). Powiesz - jak w takim razie nauczyć się galopowania w pełnym dosiadzie. To proste - trzeba najpierw wiele godzin pomęczyć się nad tak zwanym kłusem ćwiczebnym (wysiadywanym), który jako chód wolniejszy powoduje - w razie czego - mniej groźne "podskakiwanie" w siodle. A kiedy siedzisz już w kłusie jak przyklejony do siodła, galop w pełnym dosiadzie nie sprawi Ci trudności. Ze względu na bardziej, czy wręcz całkowicie wyprostowaną (zbliżoną do pionu) sylwetkę w pełnym dosiadzie, jest on zarezerwowany przede wszystkim dla galopu skróconego, o mniejszej prędkości. No, a jak w ogóle zagalopować? Wybacz, ale tego nie nauczysz się przez Internet.

 

 

Czy w terenie jeździmy inaczej?
Trochę, ale nie aż tak bardzo jakby się mogło wydawać. Różnice wynikają przede wszystkim z przeszkód terenowych, które możemy napotkać. Głównymi przeszkodami są mniejsze i większe, od zagłębienia po kałuży, do wysokiej i stromej góry - nierówności terenu. Mogą one być z daleka widoczne lub pojawiać się nagle. Żeby koń mógł płynnie pokonywać takie przeszkody musi mieć odciążony grzbiet i swobodną szyję. Jeździmy więc kłusem tylko anglezowanym, a galopem tylko w półsiadzie. Jednocześnie oddajemy koniowi sporo więcej wodzy, niż na ujeżdżalni. W bardzo trudnym terenie powinniśmy wręcz ograniczyć się w pomocach tylko do łydek, dosiadu i balansu ciałem. Mniejszym błędem będą całkiem luźne wodze, niż tylko trochę za mocne ciągnięci nimi. Trzeba sobie uświadomić, że koń utrzymuje równowagę głownie balansując głową i szyją. Jeśli nie zostawimy mu w tym swobody, to tak jakbyśmy kazali komuś chodzić po linie ze związanymi rękami. Podczas podjazdów i zjazdów pochylamy nasz tułów do przodu.
Innymi przeszkodami są kłody, rowy itp., czyli rzeczy do skakania. Tutaj rada może być jedna: jeśli nie uczyłeś się jeszcze skoków - lepiej nie skacz, tylko omijaj lub przejeżdżaj. A jeśli taka przeszkoda pojawiła się nagle, przed galopującym koniem? Cóż - zachowaj spokój, chwyć się grzywy konia i niech się dzieje wola nieba ... I raczej dołóż łydki! Najgorsze, co mógłbyś zrobić, to przeszkadzać koniowi w skoku przez jakieś hamowania, skręcania, czy coś w tym rodzaju. Wtedy gleba murowana.
I ostatnia rzecz, na którą chcę zwrócić uwagę. Pomiędzy drzewami, pod gałęziami itp. koń bierze pod uwagę tylko swoje wymiary. Nie uwzględnia poprawki na Twoje nogi po jego bokach, ani na Twój wzrost. Musisz więc dobrze wybierać drogę. Przede wszystkim jednak musisz być przygotowany na "awaryjne" podciągnięcie nóg nad konia, lub płaskie położenie się na nim, czy wręcz zsunięcie się na jego bok i inne tego rodzaju ewolucje. Są to sytuacje skrajne, ale nie niemożliwe.
Zapewniam jednak, że nie ma nic przyjemniejszego od podziwiania natury z końskiego grzbietu, galopu przez pola i leśne dukty, czy mozolnego wspinania się na góry i górki. Konie też to lubią.
 

 

Co jest jeździeckim "zabobonem"?
Spora część światka jeździeckiego - z profesjonalnymi jeźdźcami, trenerami i instruktorami włącznie - wyznaje parę tak zwanych niepodważalnych zasad, które nie mają nic wspólnego z racjonalnym myśleniem, a które ja nazywam zabobonami. O niektórych z nich pisałem już między wierszami innych porad, ale nie zaszkodzi jeszcze raz do nich wrócić przy okazji tworzenia zbioru zabobonów. Do rzeczy:

Zabobon 1.
"Konia należy prowadzić idąc z boku, na wysokości jego kłębu (lub łopatki)."

Nic bardziej błędnego. Jest to pozycja, w której ustawia się koń niższej rangi obok konia wyższej rangi lub źrebak obok swojej matki. Tymczasem ty masz być panem swojego konia. W związku z tym nie powinien on mieć prawa wysunąć się przed Ciebie nawet o nos. Uczysz go więc, żeby chodził za Tobą i nieco z boku, jak za koniem wyższej rangi. Dla porządku wspomnę, że możesz też popędzać konia idąc za nim, z tyłu i nieco z boku. Ma to jednak zastosowanie w szkoleniu konia, a nie w przeprowadzaniu go z punktu A do punktu B.

Zabobon 2.
"Łydką należy działać (np. przy ruszaniu) na popręgu."

Można, ale lepiej tuż za popręgiem. Chodzi o to, że pod grubym i mocno zaciśniętym popręgiem koń ma osłabione czucie. To tak, jakby drapać się po pasku, bucie, toczku zamiast po brzuchu, nodze, głowie.

Zabobon 3.
"Wsiadać należy ustawiając się przodem do zadu konia."

Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, żeby ustawić się przodem do głowy konia i po włożeniu nogi w strzemię chwycić obiema rękami za przedni łęk. Ten sposób wsiadania może być dla Ciebie wygodniejszy i nie ma żadnych powodów, żeby Ci tego zabraniać. W pewnych sytuacjach, na przykład gdy koń nie stoi spokojnie, może to być też bezpieczniejszy sposób wsiadania. Gdy koń niespodziewanie ruszy wciągnie Cię na siodło, a nie przewróci na plecy.

Zabobon 4.
"Popręg należy dociągać z lewej strony."

Nieprawda. Popręg należy dociągać z obu stron, równo. Dociągany z jednej strony będzie boleśnie naciągał skórę konia w tę stronę. Jeśli podczas siodłania zostawimy jednakowe luzy z obu stron, a następnie będziemy je likwidować na przemian i równomiernie z obu stron, zaoszczędzimy koniowi dodatkowych nieprzyjemności przy tej i tak już nieprzyjemnej dla niego operacji.

Zabobon 5.
"Wykonując podstawowe ćwiczenia w kłusie (wolty, półwolty, zmiany kierunku) nie wolno anglezować."

A w której ustawie jest to napisane? Faktem jest, że bardziej efektywny jest wtedy kłus wysiadywany (ćwiczebny), ale powinien być stosowany przez jeźdźców doświadczonych. Mówiąc krótko - trzeba umieć jeździć kłusem ćwiczebnym. Inaczej będzie to tylko wzajemne sprawianie sobie bólu.

Zabobon 6.
"Palce stóp należy trzymać skierowane do konia."

Jeśli komuś tak wygodnie, to niech trzyma. W przeciwnym wypadku - utrzymywania takiej pozycji stóp na siłę - prowadzi to do usztywnienia nóg, a przez to całej dolnej części ciała jeźdźca. Zacytuję Bartalana de Némethy: "Czubki stóp winny pozostawać w takiej pozycji na jaką pozwala budowa jeźdźca i tworzyć taki sam kąt jak wówczas gdy chodzi pieszo."

Zabobon 7.
"Koń ma chodzić zebrany."

Kiedy ma, to ma. Ustalmy jednak najpierw, co to znaczy. Koń zebrany, to nie jest koń zgięty w potylicy (zganaszowany) i to najczęściej przez ciągnięcie za wodze. Koń zebrany, to koń poruszający się w pełnej równowadze, z lekkim przodem i mocno zaangażowanym (podstawionym) zadem. Wyokrąglenie szyi i pionowe ustawienie głowy jest tutaj efektem wtórnym. No dobrze - powiedzmy, że koń umie się tak poruszać, do czego doszedł po długim i prowadzonym fachowo procesie ujeżdżenia. Trzeba wówczas wiedzieć, że taki ruch - zwłaszcza w kłusie - jest bardzo trudny i męczący dla konia. Stosujemy go zawsze w jakimś celu i nie za długo, po czym musimy pozwolić koniowi na odpoczynek w bardziej swobodnym ruchu.

Na razie tyle. Jeśli coś mi się przypomni lub poznam nowy zabobon nie omieszkam uzupełnić powyższą listę.
 

 

Jak zagalopować?
Podtrzymuję to, co powiedziałem wcześniej, że nie nauczysz się przez Internet zagalopowania - tak jak ruszenia, czy zakłusowania - i nie w takim kierunku idą moje rady. Jednak znalazłem właśnie na pewnym forum dyskusyjnym (nie, nie na tym, na którym jestem stałym dyskutantem) taką bzdurę na ten temat, że nie mogę pozostawić Cię samego w obliczu takich "rad". Do rzeczy:
Nie przejmuj się tym, że pierwsze samodzielne zagalopowanie nie przyjdzie Ci tak łatwo jak ruszenie, czy zakłusowanie. Wcześniej trzeba po prostu opanować pewne "sztuczki". Przede wszystkim powinieneś dobrze wczuwać się w ruch konia. Na przykład w stępie naucz się wyczuwać takie delikatne kołysanie na boki, spowodowane tym, że na przemian - jeden bok konia lekko się zapada, a drugi lekko uwypukla. Jeśli to wyczuwasz, spróbuj "regulować" kroki konia - przyspieszać, wydłużać - przez wzmacnianie tego kołyszącego ruchu naprzemiennym działaniem łydek i kołysaniem (lekkim!) Twoich bioder. Pomoże Ci to opanować niesymetryczne używanie pomocy. W kłusie spróbuj zawsze panować nad tym, na którą nogę anglezujesz. Pomoże Ci to w nauce wybierania fazy ruchu przed zastosowaniem pomocy. Po drugie - powinieneś umieć wysiedzieć spokojnie, bez anglezowania, przynajmniej parę kroków kłusa (kłus ćwiczebny). Wreszcie po trzecie - Twój dosiad powinien być w miarę niezależny. Oznacza to, że na przykład nie "anglezujesz rękami", czyli kiedy tułów się unosi, ręce pozostają na swoim miejscu. To samo z łydkami: pozostają na swoim miejscu, niezależnie od ruchów Twojego tułowia i rąk. Jeśli to wszystko nie sprawia Ci większych trudności, możesz przejść do następnej klasy, czyli spróbować pierwszego samodzielnego zagalopowania z kłusa.
Najlepiej zaplanować to na ujeżdżalni, na zakręcie, na przejściu z krótkiej ściany na długą. Plan jest taki:
1. Na krótkiej ścianie przestajesz anglezować i jedziesz kłusem ćwiczebnym.
2. Rozpoczynając zakręt przesuwasz zewnętrzną łydkę (tę od ściany) trochę do tyłu (w książkach piszą: o szerokość dłoni).
3. W tym samym czasie zamykasz dłoń od wewnętrznej strony ujeżdżalni, co ma spowodować lekkie napięcie wewnętrznej wodzy i lekkie zwrócenie głowy konia do wewnątrz (w książkach piszą, że masz widzieć pół jego oka od strony środka ujeżdżalni). Jeśli z jakiegoś powodu, na przykład z powodu emocji, dłonie masz już zamknięte, to lekko zginasz nadgarstek od wewnętrznej strony ujeżdżalni.
4. Teraz już wychodzisz z zakrętu i wtedy:
• naciskasz łydkami,
• jednocześnie wypychasz konia do przodu siedzeniem, jak huśtawkę, ale trochę niesymetrycznie, bardziej wewnętrznym pół...tym (od środka ujeżdżalni),
• i też jednocześnie - otwierasz wewnętrzną dłoń lub prostujesz nadgarstek, żeby oswobodzić głowę konia, który w tym momencie startuje do galopu jak wystrzelony z katapulty :-)))
No i dalej galopujesz sobie spokojnie, na początek w leciutkim półsiadzie, żeby nie obijać koniowi grzbietu, a sobie siedzenia. Za którymś razem na pewno się uda!
Są jeszcze pewne niuanse, jak faza kłusa, w której należy dać koniowi sygnał łydkami, żeby galop był prawidłowy (z dobrej nogi), czy asymetria - co do "jednoczesności" i siły - działania łydkami. Jednak dlatego pierwszych zagalopowań próbujesz na łuku, żeby móc na początek nie myśleć o takich sprawach, bo i tak już Cię głowa boli ;-)
 

 

Dlaczego koń "nie chce" zagalopować?
Hmm... , najlepiej byłoby spytać o to bestię ;-)) Jednak zważywszy na trudności językowe spróbujemy to zgadnąć. Zakładam, że do pytania "jak zagalopować?" już nie wracamy. Masz teorię w głowie, starasz się jak najdokładniej zastosować ją w praktyce ... i nic. Zacznijmy od sprawy najbardziej podstawowej: czy przypadkiem nie dajesz koniowi sprzecznych sygnałów? W chwili użycia łydek i dosiadu w celu "popędzenia" konia, nie wolno Ci w żadnej mierze ciągnąć za wodze. Twoje ręce muszą pójść za ruchem konia, a dokładniej jego głowy, do przodu. Coś Ci wyjaśnię: skrócenie wewnętrznej wodzy nie służy do zagalopowania jako takiego, tylko do ustawienia konia, żeby zagalopował z właściwej nogi. Jeśli na początku z tym sobie nie radzisz, mniejszym błędem będzie darowanie sobie tego ruchu, niż ciągnięcie za tę wodzę, gdy koń ma już galopować. Druga sprawa - też właściwie podstawowa - to Twoja sylwetka. Kiedy próbujesz zagalopować, nie wolno Ci pochylać się do przodu. Coś Ci się nie zgadza? Mówiłem, że masz galopować w półsiadzie, lekko pochylony? O.K.! Tylko, że mowa była o galopowaniu, a nie o zagalopowaniu. Kiedy koń już galopuje, wyciągnął głowę i szyję nieco do przodu (rozpatrujemy tu galop swobodny), a co za tym idzie - przesunął do przodu swój środek ciężkości, sytuacja jest już inna. Musisz pamiętać o pewnej rzeczy: stęp i kłus to kroki, a galop to skoki. Chcąc wykonać pierwszy skok galopu koń musi podstawić głębiej pod kłodę (tułów) zewnętrzną, tylną nogę i odbijając się z niej "wyrzucić" do przodu i minimalnie w górę swój i Twój ciężar. Przymknij teraz oczy, wyobraź sobie całą sytuację i powiedz: czy ułatwisz mu to zadanie, jeśli pochylisz się i obciążysz mu przód? Wtedy raczej będzie mu łatwiej wierzgać do tyłu, niż skoczyć do przodu.
I to by było na tyle ... Reszta - to ćwiczenia, ćwiczenia, ćwiczenia ...
Aha! Jeszcze jedno: dlaczego "popędzenia" napisałem w cudzysłowie? Dlatego, że - chociaż można konia zmusić do galopu rozpędzając go coraz bardziej - przejście do galopu nie ma żadnego związku z jakąkolwiek zmianą prędkości jazdy.
 

 

Jak zatrzymać konia?
Kiedyś w końcu trzeba to zrobić i okazuje się, że z tym też możesz mieć problem. Albo w zastępie wpadasz na poprzedzającego konia, albo podczas jazdy indywidualnej Twój wierzchowiec ani myśli stanąć w miejscu, tylko idzie sobie do innych koni. Książkowe opisy zatrzymania, czyli parady, są często dla początkującego mało zrozumiałe. Napiszę więc, jak ja to czuję. Przede wszystkim musisz głęboko usiąść w siodle i wyprostować tułów, czy nawet minimalnie odchylić się do tyłu. Chodzi o przeniesienie do tyłu ciężaru ciała (przeciwnie niż to robisz np. w galopie), co już powinno spowodować lekkie zmniejszenie tempa poruszania się konia dzięki większemu podstawieniu jego tylnych nóg pod tułów ("skrócenie konia"). Łydki przyłóż (podkreślam - przyłóż) spokojnie do boków konia, przy czym ja przesuwam je nieco do tyłu w stosunku do normalnego położenia. To było przygotowanie do zatrzymania, a teraz uruchamiasz hamulec, czyli zaciskasz kolana i jednocześnie zaczynasz działać wstrzymująco wodzami. Oznacza to, że zachowując niskie położenie dłoni skracasz wodze i unieruchamiasz ręce. Przy czym nie należy przesadzać z niskością ręki - za niska też nie jest dobra. Ideał to prosta linia wodzy i przedramienia, od pyska do łokcia. Wodze napinasz lekko na tyle, by nie był to dla konia sygnał do podjęcia walki. Jeśli to konieczne, działanie może być mocne ale musi być wtedy krótkie. Zakładam przy tym, że do tej pory Twoje ręce nie były "martwe" i podążały za ruchem głowy konia. Skrócenie wodzy wystarczy minimalne, wykonane przez skręcenie do siebie dłoni w nadgarstkach. Ręce muszą pozostać spokojne, nie wolno szarpać wodzami ani ciągnąć ich do tyłu - są po prostu unieruchomione. Po wykonaniu wszystkiego jak wyżej, średnio dobrze ujeżdżony koń powinien się zatrzymać. Natychmiast po osiągnięciu celu, czyli zatrzymaniu, oddaj wodze i "odstaw" łydki (opuść nogi swobodnie).
Przy hamowaniu - odchylony dosiad obciążając koniowi lędźwie stwarza mu gorsze warunki do pracy, zaciśnięte kolana blokują możliwość przesuwania łopatek co skraca wykrok. Przy odpowiednim użyciu dosiadu, zacisku kolan i odchylenia do tyłu można konia zatrzymać nawet bez wodzy. Tomek Kwiatkowski z Bieszczad sprawdził to na wielu koniach, także nie swoich, od surowca do zaszarpańca. Czasem nie od razu, ale zawsze w końcu to działa, zwłaszcza jak koń zrozumie, że to nie boli. W 2001 r. Tomek robił na zawodach w Lesku i Zabajce pokazy polegające na jeździe na kompletnie gołym koniu (nawet bez kantara) we wszystkich chodach, łącznie z cofaniem i zagalopowaniem z cofania, zatrzymaniem z galopu, skokiem przez przeszkodę, chodami bocznymi, zwrotami itp. Zdarza mu się też prowadzić jazdy w teren "na golasa", zwłaszcza z początkującymi, bo może - pomagając jeźdźcom - puścić konia i nie martwić się o zapoprężenie itp.

Do największych błędów przy zatrzymaniu konia należy: pochylanie się do przodu (spotkałem się z określeniem "wpadanie do pyska konia"), ciągnięcie za wodze oraz zbytnie unoszenie rąk. Utrudnić zatrzymanie może też jazda z "martwą ręką", to znaczy nie podążanie rękami w czasie jazdy za ruchem głowy konia. Koń wtedy przez cały czas stara się uwolnić od bolesnego nacisku wędzidła, a każdy większy nacisk uzna za powód do większej walki, a nie sygnał do zatrzymania. Przy problemach z zatrzymaniem (tak jak i z ruszaniem) zawsze lepiej jest puścić wodze niż ciągnąć za nie. Kłopoty może też powodować brak panowania nad łydkami i ściskanie lub uderzanie nimi, zamiast spokojnego przyłożenia, co koń odbiera jako pomoc popędzającą, czyli sprzeczną z tym co chcesz osiągnąć.

Małe wyjaśnienia:
Użyłem określeń "przyłóż łydki" i "odstaw łydki", co może Cię zmylić. Oczywiście, że łydki zawsze dotykają boków konia, a dosłowne ich odstawienie jest błędem. Tyle tylko, że wtedy kiedy nie są aktywne ich łączność z bokami konia jest minimalna i wynikająca jedynie ze swobodnego opuszczenia nóg. Uwaga: ich położenie powinno być wówczas stabilne. Natomiast mówiąc "przyłóż łydki" mam na myśli ich uaktywnienie, napięcie mięśni. Tyle tylko, że chodzi mi o podkreślenie niewielkiej siły tego działania.
A dlaczego przesuwam je nieco do tyłu? Być może jest to zabobon, tym razem wymyślony przeze mnie. Gdybym miał do tego dorobić teorię, powiedziałbym tak: wydaje mi się, że wtedy minimalizuję ich działanie popędzające, za to lepiej pilnuję zadu konia przed wypadnięciem z linii prostej (bo zatrzymujemy konia WYPROSTOWANEGO).
 

 

Jakie patenty stosować?
Jeździectwo zna wiele tak zwanych patentów, które mają pomóc w ujeżdżaniu konia, później w jeździe, czy w szkoleniu jeźdźca. Ja jednak znam tylko jeden patent, który może pomóc podróżującemu na koniu. Wręcz polecałbym wszystkim jego stosowanie. Tym patentem jest wytok. Jeśli ktoś nie wie o czym mowa, niech spojrzy na obrazek pod tym tekstem: to te paski wychodzące "spod brzucha" konia, zakończone oczkami, przez które swobodnie przechodzą wodze. Wytok pomaga zarówno jeźdźcowi, jak i koniowi stabilizując położenie wędzidła w pysku konia i wodzy w ręku jeźdźca. Jeśli koń ma np. zwyczaj rzucania głową wytok utrudnia mu to, zapobiegając jednocześnie podrywaniu rąk niewprawnego jeźdźca. I w drugą stronę - jeśli jeździec nie ma spokojnej ręki i np. unosi dłonie zbyt wysoko, dzięki wytokowi wędzidło pozostaje na swoim miejscu i nie rozdziera pyska konia. Mało tego - jeśli koń podnosząc głowę "coś kombinuje", wytok dzięki utrzymywaniu wędzidła na swoim miejscu powinien przekonać konia o nieskuteczności jego poczynań i tym samym zniechęcić do nich. Mniejsza jest też siła potrzebna do sprowadzenia głowy konia na dół, a przez to działanie wodzy jest bardziej miękkie i płynne.

Dla pełnego obrazu dodam jednak, kiedy wytok utrudnia pracę. Ogranicza on możliwość pracy rękami na boki (szerokie ręce) co - zwłaszcza w pracy z młodymi końmi - jest ważne. Takie ułożenie rąk umożliwia lepszą pracę nad wygięciami bocznymi i nie mówimy tu oczywiście o siłowym łamaniu konia przy pomocy ciągnięcia za jedną wodzę.

Wszystkie czarne wodze, munsztuki itp., a także takie "ozdoby" jak ostrogi radzę zostawić tym, którzy bardzo dobrze umieją ich używać.
 

Do tej pory nie pojawił się jeszcze żaden komentarz. Ale Ty możesz to zmienić ;)

Dodaj komentarz